Dziennik
Anaberg

Anaberg

Data publikacji posta
8/4/2021
Grzegorz Kuklewski
Fundacja Gloria Griffin

Obejrzyj film

Bitwa pod Górą Św. Anny według M. Mielżyńskiego: Trzy grupy utrzymywały front. Pertraktacje z Niemcami osiągnęły punkt kulminacyjny, zezwalając im na opuszczenie Gogolina i Krapkowic. Oddziały uzupełniały stan bojowy między 14-20 maja, zmagając się z brakami i wyczerpaniem.Anaberg

Kajze mi sie podzioł mój synocek miły? Pewnie go w powstaniu Grenschutze zabiły. Wy niedobrzy ludzie, dlo Boga swiętego cemuście zabili synocka mojego? Zodnej jo podpory juz nie byda miala, choćbych moje stare ocy wypłakała.
Choćby z mych łez gorkich drugo Odra była, jesce by synocka mi nie ozywiła. Lezy on tam w grobie, a jo nie wiem kandy choc sie opytuja między ludźmi wsandy. Moze nieborocek lezy kaj w dołecku, a mógłby se lygnąć na swoim przypiecku.
Ej, ćwierkejcie mu tam, wy ptosecki boze, kiedy mamulicka znaleźć go nie moze. A ty, boze kwiecie, kwitnijze w około, niech sie synockowi choc lezy wesoło.

Przebieg Bitwy pod Górą Św. Anny

       Obszerne fragmenty z książki „Wspomnienia
         i przyczynki do Historji III-go Powstania Górnośląskiego” Maciej Mielzynski (Nowina Doliwa)
           Pisownia oryginalna
           Położenie wojsk powstańczych przedstawiało się w dniu 17 maja następująco:


I. Grupa północna Nowaka obejmująca podgrupy Butryma, Linkego i Bogdana trzymała front od pogranicza polsko-niemieckiego pod Gorzowem (Landsberg) przez Stare Olesno po Ozimek (Malapane). Następnie biegła na południe pod Tarnowo dochodząc do toru kolejowego Wielkie Strzelce-Opole

II. Grupa wschodnia Grzesika oraz poszczególne oddziały pomocnicze bojowe jak pociągi pancerne i automobile pancerne (por. mar. Oszka i ppor. Walerusa ) przy pierwszej dywizji mjra Ludygi-Laskowskiego trzymały front mniej więcej od toru kolejowego Opole-Wielkie Strzelce przez Duży Kamień (Grosstein) na zachód od Gogolina pod Krapkowice następnie na zachód od Kędzierzyna wzdłuż prawego brzegu Odry aż do Starego Koźla .

Zaznaczyć należy, że w grupie tej, jak już wspomniałem, przypadło najważniejsze zadanie bronienia dostępu Niemców do całego ośrodka przemysłowego.

III. Grupa południowa pod dowództwem ppułk. Cietrzew-Sikorskiego w składzie dwóch pułków rybnickich, pułku raciborskiego i pułku żorskiego broniły reszty linji frontu wzdłuż prawego brzegu Odry aż po granicę czeską.

Muszę tu zaznaczyć, że na czas między 14-20 maja przypada również okres wytężonej pracy oddziałów nad uzupełnieniem stanu bojowego drużyn bojowych, osłabionych walkami i brakiem należytego wypoczynku.

           Nic więc dziwnego, że oddziały zajęte pracą wewnętrzną i naprawiające na gwałt braki wywołane
             przymusowem przegrupowaniem nie były w możności skoncentrować całej swej pracy dla frontu. Należy
             również dodać, że pertraktacje lokalne interaljantów z poszczególnymi komendantami i z Niemcami o
             rozgraniczenie walczących stron osiągnęły właśnie swój punkt kulminacyjny, a w międzyczasie ulegając
             kategorycznym zapewnieniom, że wojska koalicyjne obsadzą ważniejsze punkty taktyczne i nie dopuszczą
             do walk, zgodzili się na ich żądanie na opuszczenie Gogolina i przyczółka w Krapkowicach.

           W związku z tern wydać musiałem rozkaz opuszczenia Gogolina i Krapkowic co też nastąpiło 17 maja.
             Niestety zaufanie do polityki i zapewnień interaljantów z jednej strony, a przedwczesne wykonanie
             rozkazu przez dowódcę odcinka Gogolina który nie upewniwszy się, czy interaljanci zajęli swem wojskiem
             Krapkowice i Gogolin, dał rozkaz opróżnienia tych miejscowości z wojsk powstańczych z drugiej strony,
             przyczyniło się do tego, że Niemcy chytrze dotychczas politykujący przejęli inicjatywę w swe ręce i
             dnia 19 maja z orkiestrą na czele w sile dwóch pełnych bataljonów w hełmach stalowych, znakomicie
             uzbrojonych i wyekwipowanych, wkroczyli do Gogolina.

           Albowiem w kwaterze niemieckiej dwa ścierające się ze sobą obozy, z których jeden (Hoefera') był za wyczekiwaniem aż Niemcy
             uzyskają mandat wkroczenia na Śląsk od interaljantów a drugi (Hiilsena) który był rzecznikiem
             aktywnej działalności oddziałów niemieckich, uzgodniły swe poglądy i postanowili z całą siłą uderzyć
             na wojska powstańcze.

           Po stronie polskiej N.K.W.P. intensywnie
             pracowała nad stworzeniem rezerw, któreby umożliwiły nie tylko zastąpienie na froncie wyczerpanych
             oddziałów, ale także tworzyły odwody na wypadek konieczności wydatnego wspomożenia zagrożonych
             odcinków. Problem zorganizowania rezerw był na- pozór bardzo łatwy, gdyż napływ ochotników w różnej
             ilości i jakości był stosunkowo duży, lecz niestety jakościowo byli ci ochotnicy nie zawsze materjałem
             użytecznym, często nie mieli najmniejszego pojęcia o władaniu wojskową bronią palną, nie mówąc już o
             granatach ręcznych i kaemach. Pozatem broni było tak mało, a amunicji jeszcze mniej, że zaszczyt
             otrzymania karabinu i amunicji mógł być udziałem tylko wykwalifikowanego powstańca-ochotnika,
             znającego dyscyplinę wojskową i ogniową.

           Z chwilą gdy część powstańców wróciła na skutek odezwy Korfantego do pracy zdołano część
             ochotników obdzielić bronią i wcielić do szeregów. Reszta w miarę możności podlegała ćwiczeniom
             rekruckim poza frontem względnie była używaną do robót pomocniczych. Tak, że koniec końcem tworzenie
             rezerw z tego materjału pozostało prawie że utopją.

           Dnia 21 maja o godz. 4-tej rano uderzyli niespodziewanie Niemcy od Gogolina i Krapkowic w kierunku na
             front grupy wschodniej i południowej części grupy północnej. Niemcy zaatakowali dwoma kolumnami z
             których pierwsza t. zw. „Chapuis“ w sile
             trzech doborowych bataljonów i uderzyła w kierunku na Krępę i Jesionę (na odcinek I-szej dywizji wojsk
             powstańczych mjr. Ludygi-Laskowskiego), podczas gdy druga kolumna niemiecka t. zw. „Horadam" obejmująca baon Heintza oraz część grupy „Oberlandu" zaatakowała miejscowość
             Strzebinów i Dąbrówkę.

           W pierwszych chwilach akcji udało się Niemcom zaskoczyć nasze wysunięte 1inje, ale w miarę posuwania
             się oddziałów niemieckich naprzód zaalarmowane oddziały powstańcze samorzutnie sformowawszy się
             stawiali coraz to większy opór. Mimo, że niektóre baony zostały wycofane z góry Św. Anny wskutek
             przegrupowania w krótkim czasie zdołano zebrać potrzebne i będące jeszcze w dyspozycji siły bojowe
             powstańców aby na całym tym ważnym odcinku wprowadzić je do akcji.
         
         
           https://www.youtube.com/watch?v=PceFdBHzH0o
           

           Najpierw osadzono na miejscu atakujących Niemców pomiędzy Olszowcem i Wygodą, wywiązała się na tym
             odcinku krwawa dla obu stron bitwa, która nie przyniosła w ciągu całego dnia żadnego lokalnego
             rezultatu dla Niemców dzięki dzielnej obronie oddziałów powstańczych grupy wschodniej.

           Natomiast niemiecka północna grupa atakująca (Horadam) po zajęciu Strzebinowa uderzyła dwoma
             oddziałami na wapienniki Gogolina i Dąbrówkę, prowadząc równocześnie natarcie w kierunku na Nowy Dwór
             i Zakrzów. Miejscowości te Niemcy wprawdzie zajęli, lecz kontratak ze strony prawego skrzydła grupy
             środkowej zatrzymał ich na tych miejscach.

           Niestety! nie na długo, gdyż ataki niemieckie ponowione w godzinę później przy pomocy Oberlandu, a
             przedewszystkiem zagrożenie obejścia lewego skrzydła grupy Bogdana zmusiło nasze zmęczone całodzienną
             walką oddziały do wycofania się na inny odcinek, tak że w nocy z dnia 21 na 22 maja front tworzyła lin
             ja biegnąca przez Rokicze — Lesznice — Mały Kamień i Duży Kamień. Tutaj zatrzymały się ataki
             niemieckie odpierane przez powstańców w ciągu nocy.

           Nad ranem dnia 22 maja Niemcy wzmocnili działalność bojową na całym tym odcinku, prowadząc oprócz
             tego ataki dywersyjne na odcinkach grupy północnej i południowej, aby jaknajbardziej związać w walce
             siły powstańców.

           Równocześnie przez otwartą granicę niemiecką zwozili Niemcy wszelkiemi środkami lokomocji nowe
             rezerwy przez Krapkowice i Odment, skąd następnie skierowali je na odpowiednie odcinki. Tą samą drogą
             przy pomocy różnych pojazdów mechanicznych, które mieli do dyspozycji, sprowadzali amunicję, działa i
             minomioty.

           O godzinie 10-tej rano było już jasnem, że uderzenie Niemców skierowane na podgórze Św. Anny będzie
             miało charakter decydujący. Front powstańczy trzymał na południu 1. p. p. pod dowództwem Fojkisa i Ratepi-Pitery. Na północy dwie
             kompanje i pluton kaemów z 8. p. p. opierał się atakom wroga.

           Wybitny opór stawiał Niemcom kompanijny Kawa na czele swoich zuchów.

           Niemcy utworzyli trzy kolumny atakujące, zajmowali wśród ciężkich walk na granaty ręczne, minomioty i
             ogień artyleryjski lizierę lasu Wysoka mimo — jak pisze Hiilsen — „rozpatrzliwie broniących się
             przeciwników". Odcinku tego broniło zaledwie 2 komp. powstańców 8 pułku rybnickiego z dwoma plutonami
             kaemów.

           Około godziny 13-tej Niemcy zajęli Św. Annę. O walkach tych pewien oficer niemiecki, który przeszedł
             przez całe piekło pod Verdun i
             kilkakrotnie był ranny we Flandrji pisze, że „nie ludzi mieliśmy do pobicia na przeciw siebie lecz
             jakieś piekielne maszyny „Hoellenmaschinen" działające wprost automatycznie w jakimś transie
             przedśmiertelnym. Jeden z tych wcielonych djabłów kilkakrotnie przebity bagnetem rzucił się jeszcze na
             grupę silnych jak tury Bawarczyków i trzech kolbą zatłukł nim sam skonał".

           W tym samym mniej więcej czasie niemiecka grupa hr.
             Strachwitza wśród ostrych walk odbiła majątki rodzinne swego dowódcy — Wielki i Mały Kamień.

           Wygląda to na prawdziwą farsę, gdy się pomyśli, że podczas gdy nasi powstańcy ostatniemi siłami
             bronili każdej piędzi drogiej im ziemi, będąc nieraz daleko oddaleni od swoich siedzib, gdzie krwawo
             grasowali Niemcy, pan hrabia przy pomocy płatnych po sto dwadzieścia marek dziennie bojówkarzy odbija
             swoje folwarki. Lecz inicjatywa niemiecka uwieńczona kilkunastokilometrowem wbiciem się klinem we
             front powstańczy utknęła zwolna na miejscu. Jakkolwiek sytuacja po stronie polskiej była nad wyraz
             trudna, to jednak w ciągu 21 i 22 maja naczelne dowództwo zadecydowało kontrakcję od strony grupy
             północnej i środkowej, celem zaskoczenia Niemców od tylu, zlikwidowania klinu i zniszczenia wroga.

           Mimo braku rezerw, trudności komunikacyjnych, przy nadludzkim wysiłku kolejarzy, braku łączności i t.
             p. Naczelna Komenda zdołała opracować i przygotować kontratak, który byłby decydującym i front nasz w
             całości wyprostował gdyby rezerwy ostatnie nasze rezerwy 5 godzin rychlej mogły być użyte do boju.
             Dziś, gdy po dziesięciu latach mam możność rozpatrywać te czasy i ogół wysiłków powstańczych i
             porównać dostępne mi materjały twierdzić mogę śmiało, że i wtedy wysiłek powstańców dokonał
             wszystkiego, co było możliwe.

           Gdyby atak nocny przeprowadzony przez powstańców dopiero późno w nocy z grupy wschodniej na Wielmierzgowice i Januszkowice mógł
             nastąpić wtedy, gdy Niemcy po wzięciu góry Św. Anny nie mieli jeszcze uzupełnień a na tyłach powstało
             u nich zamieszanie spowodowane sprzecznemi rozkazami różnych ich dowódców, to dzień 23 maja ten dzień
             krwawych walk mógł był przynieść znacznie korzystniejsze rezultaty.

           Z brzaskiem dnia 23 maja rozpoczęła się walka na całym froncie świeżo przez Niemców zdobytym. Generał
             Hiilsen w swojem dziele o III powstaniu podaje, że „Polacy próbowali prowadzić wielkie siły na obu
             skrzydłach i przyczółka mostowego i natrzeć na Górę Św. Anny od Leśnicy i Wielkich Strzelc. Plan był
             zgrabny „ganz geschickt", unikał frontalnego ataku na długim froncie Góry św. Anny i dał możność po
             udanej, cały front zwinąć".

           Gros działania przypadło powstańcom od strony grupy wschodniej! Od Odry do Lesznicy zawrzała walka,
             cala grupa wschodnia była w ogniu, szczególnie silne było prawe skrzydło wojsk powstańczych tej grupy,
             atakujące Lesznicę od
             strony Lichynji

           W miarę jak walki na tym odcinku przybierały na sile i obie strony wprowadziły maximum swojej siły
             ogniowej, na prawem skrzydle powstańczej grupy operacyjnej rozbito lewe skrzydło niemieckie,
             obezwładniając na tym odcinku Niemców na dłuższy okres czasu. Tymczasem nasilenie lewego skrzydła
             polskiego mimo wahającego się zwycięstwa zaczęło zwolna postępować naprzód tak, że w ciągu trzech
             następnych dni powstańcy zdołali nie tylko utrzymać się na obszarze Lesznicy i Olszowy , ale zwycięsko
             odpierać kontrataki niemieckie, na linji Zalesie , Ludymin i Olszyna

           Trwało to do dnia 26-go maja w międzyczasie wszczęta ponownie akcja dyplomatyczna w celu
             rozgraniczenia walczących powstańców i Niemców doprowadziła do chwilowej przerwy, którą obie strony
             wyzyskały do przygotowania się do nowych walk.

           Wynik dotychczasowych walk był o tyle dla Niemców korzystny, że wskutek ewakuacji przez nas Gogolina
             i Krapkowic przewalić mogli przez Odrę znaczne siły. Dalej wygięli front nasz na głębokość kilkunastu
             kilometrów, lecz ostatecznego celu przebicia się koncentrycznym atakiem aż do Gliwic nie osiągnęli mimo, że ogromne siły rzucili
             w bój, przyczem ponieśli tak duże straty, że nie stoją one zupełnie w stosunku do osiągniętego celu.
           

           W raporcie codziennym meldowano znaczne straty w zabitych i rannych po obu stronach. Niemcy o wiele
             większe ponieśli straty od nas. W raporcie niemieckim, który dostał się przez wywiad w moje ręce,
             meldowano w przeciągu kilku dni straty kilkudziesięciu oficerów, walczących w kompanjach
             oficerskich.

           Nie mniej jednak sytuacja Niemców była dla nich niebezpieczna z powodu, że grupa Bogdana oskrzydlała
             ich lewe skrzydło, a dywizja mjra Ludygi Laskowskiego, gdyby tylko mogła być wzmocnioną przez rezerwy,
             groziła im również oskrzydleniem.

           Korzystając z tej chwilowej przewagi w akcji bojowej postanowiłem podjąć ostatnią próbę odbicia góry
             Św. Anny. Wiedziałem, że wobec ciągłego przypływu nowych sił niemieckich ważę się na rzecz wprost
             szaloną. Lecz przyzwyczaili się powstańcy do walki jednego przeciw dziesięciu i liczyć można było na
             nadludzki wysiłek z ich strony, a dotychczasowe walki wykazały, że Niemcy choć zażarci w boju na
             dłuższą metę naszym dotrzymać nie mogli.

           Chodziło tylko o rezerwy, choćby w sile kilku bataljonów. Wedle raportów grup można było w
             ostatecznym razie rzucić w bój dwa bataljony dotychczas obsadzające miasta Katowice , Bytom i Gliwice oraz rezerwę z kilku bataljonów z prawego
             skrzydła grupy północnej dotychczas mniej zaangażowanego w boju. Wzmacniając te bataljony dwoma
             pociągami pancernemi można było wystawić wcale poważną siłę. Z temi siłami pod osobistem mojem
             dowództwem miałem uderzyć atakiem od północy, od grupy Bogdana, oraz równocześnie od południa I
             dywizją.

           Lecz w tej chwili szczęście nam stanowczo nie sprzyjało — siły na które liczyłem nie dopisały.

           Celem objęcia dowództwa nad grupą wypadową wydałem rozkaz stawienia do mej dyspozycji dwóch
             bataljonów: bytomski i katowicki, które miały nadejść tej nocy, grupie północnej zaś poleciłem dać dwa
             pociągi pancerne i dwa bataljony z pod Lublińca najmniej wojną zmarnowane.

           Te formacje trzeba było specjalnie uposażyć w broń i amunicję, licząc nawet część tych zapasów, które
             przeznaczone były dla oddziałów walczących w przedniej linji.

           Po wydaniu tych dyrektyw udałem się do Łabęd z moim oficerem operacyjnym Grocholskim , lecz
             tych bataljonów tamże nie zastałem, choć już dnia poprzedniego miały się tam stawić.

           Pozostawiwszy w Łabędach rotm.
             Grocholskiego z rozkazem przygotowania ataku i uwiadomienia mnie o przybyciu bataljonów udałem się
             samochodem na najbardziej wysunięty punkt naszego północnego frontu grupy Bogdana do Kalinowa, gdzie
             miałem zastać dwa pociągi pancerne i wymienione bataljony.

           Po przybyciu na miejsce zastałem tam jedynie komendę odcinka i kompanję sztabową, broniącą tę pozycję
             frontu. Ani pociągów pancernych ani bataljonów przewidzianych moim rozkazem nie zastałem na miejscu.
             Połączenie telefoniczne z grupą północną było przerwane, tak że nic mi innego nie pozostało jak czekać
             na wiadomość od Grocholskiego.

           Komendant tego odcinku meldował mi, że wyczerpane i prawie pozbawione amunicji jego dwa bataljony
             trzymają pozycję. Jedyną rezerwą pozycyjną była kompanja sztabowa również osłabiona w walkach
             ostatnich dni.

           Spędziłem noc napróżno oczekując odsieczy. Nad ranem odebrałem raport Grocholskiego, że rezerwy
             bytomskie i katowickie nie przyszły do Łabęd, bo bataljony rezerwowe, jako siły bojowe istniały już
             tylko na papierze. Długa blokada miast zdziesiątkowała tęgie zresztą drużyny, a pewna część ludzi na
             pierwszą wieść o rozejmie rozeszła się do domu. Pozatem część bataljonu katowickiego była, wbrew
             rozkazom nie ruszania rezerw, ściągnięta na front południowy, a resztki bataljonu bytomskiego
             zawikłane były w codziennej strzelaninie na- przedmieściach Bytomia, gdzie Niemcy otrzymawszy
             wskazówki od przywódców frontu coraz większe robili dywersje mimo ostrych represyj garnizonu
             francuskiego, za słabego do opanowania całego miasta.

           Te dywersje były tak silne, że trzeba było odkomenderować dwa bataljony z frontu, aby sytuację na
             naszych tyłach opanować. Całe szczęście, że dzielny dowódca pułku, Masztalerz , mimo
             wycieńczenia swoich ludzi podczas tygodniowych walk, zdołał wypady nieprzyjacielskie skutecznie odbić.
           

           Pociągi pancerne pod których osłoną dwa bataljony grupy północnej miały wykonać odbicie Góry św. Anny
             nie stawiły się z powodu ataku Niemców na grupę północną, gdzie musiały brać udział w kontrataku z
             naszej strony.

           W tych warunkach plan mój odbicia Góry św. Anny stal się niemożliwym i zaniechać go musiałem.

           Na miejscu przekonałem się, że Niemcy mieli do dyspozycji oprócz znacznej ilości ciężkich i lekkich
             kulomiotów, artylerję i minomioty, podczas gdy nasi ledwo po kilka naboji na karabin posiadali.

           W każdym razie wątpliwem nie jest, że przedwczesna likwidacja powstania wymuszona okolicznościami,
             które wyżej opisałem, przyczynić się mogła do korzystnego rozwiązania sprawy. To zdanie podzielało
             także wielu poważnych polityków francuskich.

           I oni sądzili, że sukces Niemców pod Górą św. Anny pozycję Francji działającej w naszej obronie
             osłabił.

           Niemcy zaś przedstawiają wzięcie Góry św. Anny jako ostateczne ukoronowanie ich walki z nami tak pod
             względem strategicznym jak i politycznym, przypisując jedynie perfidji Francuzów, że ostateczny
             podział nie wypadł w zupełności podług ich życzeń.

           Nie można się im dziwić, że bici dotychczas przez powstańców szukali poprostu gorączkowo choć cienia
             sukcesu, aby zamknąć wszystkim oczy na fakt, iż oprócz małego wygięcia frontu przeciw nam nic nie
             wskórali. Czyż nie potrafili oni podczas wojny światowej w swoich biuletynach konstruować dla siebie
             wielkie zwycięstwo nad Marną? Podczas gdy wszyscy wiedzą, że właśnie bitwa ta zadecydowała o przebiegu
             całej wojny na ich niekorzyść. W podobnym celu przedstawili oni w zupełnie fałszywem świetle znaczenie
             strategiczne Góry św. Anny. O ile bowiem Gogolin i Krapkowice były kluczem i bramą wypadową dla
             wszelkich napadów niemieckich na nasze pozycje, Góra św. Anny nie będąc obwarowaną fortecą ani
             nieprzebytą przeszkodą naturalną, nie miała dla nas większego znaczenia od wielu innych pozycyj na
             froncie.

           Miała ona za to bezwzględnie znaczenie moralne dla obydwu stron, będąc ze swym przepięknym klasztorem
             św. Anny ulubionym celem dla pielgrzymów górnośląskich.

Więcej informacji o walkach o Anaberg na stronach:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_w_rejonie_G%C3%B3ry_%C5%9Bw._Anny

https://ipn.gov.pl/pl/upamietnianie/biezaca-dzialalnosc-biu/99786,99-lat-temu-rozpoczela-sie-bitwa-w-rejonie-Gory-sw-Anny.html

https://dzieje.pl/wiadomosci/100-rocznica-bitwy-o-gore-sw-anny

http://www.polska-zbrojna.pl/home/articleshow/34382?t=Bitwa-nad-bitwami

https://muzeum.opole.pl/muzeum-czynu-powstanczego/

Grzegorz Kuklewski
Fundacja Gloria Griffin